ONA
Deszcz
w końcu wygania mnie z cmentarza, choć mogłabym spędzić tam,
razem z Tobą całą wieczność. Droga powrotna między nagrobkami
przygnębia mnie jeszcze bardziej. Teraz, gdy już odeszłam od
Twojego grobu, chcę opuścić to miejsce jak najprędzej.
Postanawiam
sobie wrócić prosto do domu i spędzić resztę dnia z książkami.
Nagle dociera do mnie, że przecież zaczyna się już druga połowa
kwietnia.
Co
oznacza, że zostały mi tylko dwa tygodnie do matury.
Przeszywa
mnie dreszcz.
Gdzie
zniknął cały ten ogrom czasu, który wciąż jeszcze miałam,
Klimek?
Pamiętasz,
jak Ty dopiero co zdawałeś maturę?
Ja
pamiętam, pamiętam Twój strach i zdenerwowanie.
Niby
te egzaminy nie były Ci do niczego potrzebne, to miała być tylko
formalność, uzupełnienie wykształcenia. W końcu wcale nie
chciałeś iść na studia, po liceum miałeś zamiar całkowicie
poświęcić się swojej pasji, czyli skokom.
Uśmiecham
się delikatnie, bo znowu widzę przed oczami Twój nerwowy,
rozbiegany wzrok i obgryzanie paznokci. Jak Ty się stresowałeś …
Nawet Krzysiek był spokojniejszy od Ciebie.
Przystaję
w miejscu, a serce zaczyna mi mocniej bić.
Krzysiek.
To
imię pojawia się w moich myślach chyba po raz pierwszy od trzech
miesięcy.
Przecież
wyrzuciłam go ze swojego życia.
Przecież
nie widzieliśmy się od tak dawna.
Przecież
mi go nie brakuje.
Kręcę
głową nad własną głupotą.
Oczywiście,
że brakuje, brakuje jak cholera.
Nie
tak mocno jak Ciebie, ale jednak.
Wzdycham,
mocniej naciągając kaptur na głowę, chociaż i tak jestem już
cała zmarznięta i przemoknięta. Włóczenie się w czasie takiej
pogody niewątpliwie grozi złapaniem przeziębienia, a przeziębianie
się tuż przed maturą to już szczyt głupoty.
Tylko,
że mnie to niespecjalnie teraz obchodzi.
Czym
jest jakaś tam matura w obliczu tego wszystkiego, co mnie ostatnio
spotkało?
Po
co się starać o zdobycie wykształcenia, po co gonić za jakimiś
płytkimi, nic nie wartymi rzeczami, skoro życie jest tak kruche i
ulotne, skoro może złamać się nagle na pół, skoro niczego nie
można być pewnym?
Wzdycham
ponownie, po czym skręcam i zbliżam się do przejścia dla
pieszych.
Jestem
pogrążona w ponurych myślach, to fakt.
Deszcz
ciągle uparcie leje się z nieba, ograniczając widoczność i
zagłuszając jakiekolwiek dźwięki rządzące światem.
I
mogłabym szukać miliona innych wymówek dla samej siebie,
kierowców, przeznaczenia i w zasadzie nie wiem czego jeszcze.
A
i tak nie byłabym w stanie ustalić kto zawinił.
Pamiętam
tylko, że stawiałam już nogę na pasach.
Pamiętam,
że mogłam się jeszcze cofnąć na bezpieczną przestrzeń
chodnika, ale nie zdążyłam.
I
wiesz co jeszcze pamiętam, Klimek?
Pamiętam
Ciebie.
Pamiętam.
Nie
chcę zapomnieć.
Klimek.
Klimek,
Klimuś.
Pamiętam
Cię, oczywiście, że pamiętam.
Słyszysz?
Pamiętam Cię.
Ale
… po co? Dlaczego?
Wiem
kim jesteś. Wiem, że Cię kochałam. Wiem, że nadal Cię kocham.
Skoro
więc wiem to wszystko to dlaczego … dlaczego nie wiem kim ja
jestem?
Imię
… odbicie w lustrze … jakieś głupie zdarzenie z dzieciństwa …
największe marzenie …
Czemu
tego nie pamiętam?!
Nie
wiem kim jestem.
Kim
jestem?
Próbuję
odnaleźć w odmętach swojej pamięci odpowiedź na to pozornie
proste pytanie, próbuję, ale nie potrafię.
Moja
świadomość przechowuje tylko i wyłącznie Twój obraz.
Moja
świadomość przechowuje wszystkie wspomnienia związane z Tobą,
wiem to, bo przeczesuję je teraz gorączkowo i odnajduję każde,
nawet te najbardziej odległe. I widzę wszystko, z najdrobniejszymi
szczegółami.
Widzę
Ciebie, Klimek, ale nie widzę siebie.
Nie
widzę nawet swojej twarzy.
W
ogóle nie widzę siebie.
I
nie wiem, wciąż nie wiem kim jestem.
To
przeraża, wiesz?
Boję
się.
Tak
cholernie się boję.
Ocal
mnie, Klimek...
Otwieram
oczy szeroko i gwałtownie.
Kumulujące
się we mnie uczucia strachu i zdezorientowania w końcu znajdują
ujście. Z moich ust wydostaje się głośny, przepełniony rozpaczą
okrzyk, a ja podrywam się do pozycji siedzącej, chociaż właściwie
wciąż nie wiem gdzie jestem i co tu robię.
Chyba
oślepłam. Nic nie widzę.
Jest
jasno, ale jednocześnie ciemno.
Boli,
a przecież nic nie czuję.
Nie
rozumiem tego.
I
nic nie pamiętam, nadal nic.
Oprócz
Ciebie.
Krzyczę,
cały czas, aż zdzieram sobie gardło, a w dodatku rzucam się jak
opętana. Czuję czyjeś dłonie, próbujące przytrzymać moje ciało
w pozycji leżącej, czuję i to mnie przeraża jeszcze bardziej.
Skoro
nie wiem nawet kim jestem ja sama, to jak mam ufać komukolwiek
innemu?
Nie
mogę. I dlatego walczę, a przynajmniej próbuję.
To
trwa tylko chwilę, a potem pojawia się ostry ból w prawym
ramieniu.
I
nie mija nawet parę sekund, a ja znów zapadam się w nicości.
Wieść
o jej wypadku spadła na niego jak grom z jasnego nieba.
Kolejny
balast położony na barkach, który rozchwiał cały jego i tak już
pozbawiony równowagi i porządku świat.
Kolejny
cios prosto w serce.
Kolejna
porcja bólu.
Pojechał
do szpitala jeszcze tego samego dnia, gdy otrzymał telefon od jej
matki.
On
i Milka nie utrzymywali już żadnych kontaktów, a jednak jej
rodzina uznała za stosowne poinformować go o tym, co się stało.
I
był im za to wdzięczny. Nigdy nie wybaczyłby sobie, gdyby nie było
go przy niej w takim momencie życia.
Więc
pojechał. Dostał się na odpowiedni oddział i nawet spotkał jej
rodziców. Ich grobowe miny przyśpieszyły jego akcję serca, w
jednej chwili przekonując go, że stało się najgorsze i wszystko
stracone.
Na
całe szczęście nic jeszcze nie było stracone. Dowiedział się
tylko, że praktycznie zaraz po przewiezieniu do szpitala, Milka na
krótko odzyskała przytomność. Na krótko, bo chwilę później
pielęgniarki musiały zaaplikować jej zastrzyk, który ponownie
przeniósł ją w krainę snów.
I
właśnie wtedy wszystko się posypało, zgodnie z efektem domina.
Siłą
wprowadzona w stan snu, Milka nie obudziła się parę godzin
później. Z narastającym w sercu strachem codziennie przychodził
do szpitala, tylko po to, by się dowiedzieć, że ona wciąż śpi i
zapewne szybko się nie wybudzi.
Zapadła
w śpiączkę, zostawiając go po raz kolejny.
Po
raz kolejny odeszła.
I
bał się, naprawdę się bał, że tym razem już nie wróci.
ONA
Widzę
Cię znów, tuż przed sobą.
Uśmiechasz
się, marszczysz brwi i mrużysz oczy, w ten charakterystyczny dla
Ciebie sposób.
Tak
jak uwielbiam.
Chcę
do Ciebie podejść, odpowiedzieć na ten uśmiech, dotknąć Cię …
Nie
mogę.
Nie
mogę się w ogóle ruszyć, nie mogę nawet wyciągnąć ręki. Nie
czuję jej.
To
jest bardzo dziwne doznanie. Wiem doskonale, że tu jestem, bo mogę
myśleć, ale nie mam poczucia samej siebie i własnego ciała. Co z
tym idzie, nie mogę nad nim zapanować ani go używać.
Więc
tak, chciałabym Cię przytulić, chciałabym wcisnąć policzek w
Twoją szyję, poczuć Twój ciepły oddech i cudowny zapach.
Ale
nie mogę. Nie mogę.
Ty
za to możesz.
Podchodzisz
bardzo powoli, nie odrywając ode mnie wzroku i nie przestając się
uśmiechać. Chłonę Twój widok jak gąbka wodę i prawie nie
mrugam, bo boję się, że w każdej chwili możesz mi nagle zniknąć.
Nie
zniosłabym tego.
-Milka.
Gdybym
miała zdolność odczuwania swojego ciała, to pewnie poczułabym
teraz elektryczny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa,
reakcję na to w jaki sposób wypowiadasz moje imię.
Nie
potrafię uwierzyć, że naprawdę można nadać mu takie brzmienie i
wydźwięk. Tak jakbyś wziął to słowo w dłonie i przytulił je
do swojego serca. Tak jakbyś otulił je troską i miłością niczym
ciepłym kocem.
Tak
jak nie zrobiłby tego nikt inny.
-Klimek
– szepczę w odpowiedzi. Słyszę to słowo we własnej głowie i
tylko we własnej głowie. Czy więc w ogóle opuściło moje usta?
Czy
w ogóle mam przywilej mówienia na głos?
Czy
mnie słyszysz?
-Słyszę
Cię. Słyszę każdą Twoją myśl.
Nie
wiem czy potrafię się zarumienić. Gdybym mogła, pewnie
spłonęłabym doszczętnie.
Ty
jedynie się śmiejesz i stajesz tuż obok mnie.
Tak
myślę, że tuż obok mnie. Naprawdę nie wiem czy w ogóle mam
jakieś ciało. Jest tylko moja dusza, która ma zdolność do
odczuwania Ciebie i moje gorączkowe myśli, także skierowane do
Ciebie.
Ale
wiem, że jesteś bliżej niż byłeś przedtem, bo widzę Twoją
twarz w całej okazałości. Widzę Twoje ciemne oczy, Twoje tęczówki
rozświetlone złocistymi smugami.
Tak
strasznie Cię kocham.
-Milka,
nie możesz tu ze mną zostać, przecież o tym wiesz.
Zaskakują
mnie te słowa. Stoję … stoję? W każdym razie trwam w tym samym
miejscu i patrzę na Ciebie. Uśmiech znika z Twoich warg, teraz
jesteś poważny i smutny.
Nie
chcę, żebyś był smutny.
-Więc
wróć tam, gdzie Twoje miejsce.
-Moje
miejsce jest przy Tobie – znowu nie słyszę tych słów, ale tak,
wiem, że Ty słyszysz. Słyszysz i poważniejesz jeszcze bardziej.
-Chciałbym
mieć Cię przy sobie, Milka, naprawdę. Ale nie tutaj, rozumiesz?
Jesteś za młoda. Zbyt wiele przed Tobą. Musisz wrócić tam na
ziemię. Masz rodzinę, przyjaciół, oni Cię kochają.
-A
ja kocham Ciebie – mówię cicho. Wyobrażam sobie teraz, że
szczypią mnie oczy, a po moich policzkach spływają palące łzy.
Muszę
to sobie wyobrażać, bo mam ochotę się rozpłakać, a nie mogę.
-Czemu
tak jest? - pytam – Czemu Ty jesteś taki namacalny, a ja czuję
się jakbym miała tylko duszę?
Zrozumiesz
mnie, Klimek? Zrozumiesz co mam na myśli?
Kiwasz
głową i już wiem, że moje obawy nie mają prawa bytu.
-Bo
dla mnie nie ma już odwrotu, a Ty wciąż możesz wybrać.
Zastanawiam
się skąd znasz odpowiedź na każde moje pytanie.
Zaczynasz
mnie lekko przerażać.
Dopiero
teraz też uświadamiam sobie gdzie właściwie jestem. Co to za
miejsce.
Niebo
… tak?
-Tak,
Milka – mówisz, rozwiewając resztki moich wątpliwości. Powoli
znów się uśmiechasz, ale mnie to nie uspokaja.
Czuję,
że kończy mi się czas. Za chwilę coś się stanie, za chwilę
znikniesz i znów zostanę sama.
-Ja zawsze będę przy
Tobie. W Twoim sercu, tam będę wiecznie istniał. Ale Ty wracaj,
Milka. Wracaj na ziemię, do ludzi, którzy Cię kochają. Kiedyś
się zobaczymy, kiedyś kiedy będziesz gotowa. Ale to jeszcze nie
jest Twój czas. Jeszcze nie.
Chcę
płakać. Chcę krzyczeć, kłócić się z Tobą.
Chcę
złapać Cię i nie pozwolić Ci odejść.
Ale
nie mogę.
Muszę
się z tym pogodzić, muszę pogodzić się z losem.
Muszę
wrócić na ziemię i żyć dalej, żyć tak, by to życie było coś
warte, nawet jeśli Ciebie już w nim nie będzie.
Więc
kiwam głową. A przynajmniej takie mam zamierzenie. Rozumiesz.
-Jesteś
silna, Milka – mówisz jeszcze, a ja wiem, że to już Twoje
ostatnie słowa skierowane do mnie. Zaczynasz się oddalać. Strach
łapie mnie za gardło, a Ty z każdą chwilą robisz się coraz
bardziej odległy, zamazany i niedostępny.
Nie
odchodź, proszę.
-Ja
też Cię kocham.
Ostre
światło.
Cholera,
naprawdę ostre.
Mrugam
rozpaczliwie powiekami, usiłując przyzwyczaić oczy do rażącej
bieli otoczenia i uzyskać ostrość obrazu.
W
końcu jakimś cudem mi się to udaje, a wtedy natrafiam wzrokiem na
twarz kompletnie obcego mężczyzny w białym kitlu.
Do
mojego otępiałego mózgu nie docierają żadne impulsy, tak jakby
większość synaps zupełnie się ze sobą nie stykała. Kręcę
lekko głową, usiłując zrozumieć co się dzieje, a wtedy słyszę
nad sobą głos:
-Muszę
zadać pani parę pytań.
Nie
znam tego głosu, ale zakładam, że należy do owego mężczyzny.
Zaciskam na moment powieki, usiłując pojąć co się w ogóle
dzieje i dlaczego ten facet – najwyraźniej lekarz - chce mnie o
cokolwiek pytać.
Nie
wiem, ale chyba muszę odpowiedzieć.
Unoszę
głowę i omiatam spojrzeniem całe pomieszczenie, w którym się
znajduję. Wtedy też zauważam dwójkę ludzi, mężczyznę i
kobietę, w średnim wieku, stojących parę metrów od mojego łóżka
i wpatrujących się we mnie z najwyższą troską i niepokojem.
Co
jest?
Kim
są Ci ludzie i czemu tak na mnie patrzą?
Zagubiona
i zdezorientowana, przenoszę ponownie spojrzenie na lekarza i kiwam
głową na znak zgody.
-Mogłaby
mi pani podać swoje imię i nazwisko?
Jeżeli
istnieje jakiś ranking najłatwiejszych pytań świata to pytanie,
które właśnie zadał mi lekarz oscyluje pewnie gdzieś w okolicach
podium, jeśli nie od razu pierwszego miejsca.
Tak,
to banalne pytanie.
Każdy
potrafiłby na nie odpowiedzieć, nawet i wybudzony w środku nocy.
Ja
nie potrafię.
Czarna
dziura. Brak jakiejkolwiek wiedzy na temat własnej tożsamości.
Nic.
-Ja
… nie wiem.
Na
twarzy lekarza nie widać zaskoczenia. Wręcz przeciwnie, wygląda
tak, jakbym powiedziała dokładnie to, czego się spodziewał. Kiwa
głową z namysłem, po czym pyta dalej:
-Dobrze.
Jaki dziś dzień tygodnia?
-Eee
… - jąkam się, a po moich plecach spływa pierwsza kropla zimnego
potu. Podejmuję rozpaczliwą próbę wybrnięcia z sytuacji i
postanawiam strzelać. Ostatecznie mam jedną na siedem szans, że
trafię - sobota?
-Wtorek.
No
to trafiłam.
Przesuwam
palcami po czole, oczekując na kolejną falę pytań, na które nie
będę znała odpowiedzi.
Fala
rzeczywiście nadciąga.
-Może
mi pani powiedzieć kto jest aktualnym prezydentem Polski?
Kto
jest prezydentem Polski?
W
pierwszym odruchu mam ochotę wzruszyć ramionami i zatopić się w
rozpaczy.
Ale
nim to robię, przychodzi olśnienie.
Bo
przecież … przecież znam odpowiedź.
Pierwszy
raz znam odpowiedź.
Podnoszę
głowę, spoglądam na lekarza i z całkowitą, niezbitą pewnością
odpowiadam:
-Bronisław
Komorowski.
Czekam
na jakąś reakcję z jego strony, chcę widzieć, że zrobiłam na
nim wrażenie.
Ale
nie, on znowu tylko kiwa głową z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
A
potem zadaje jeszcze parę pytań, z zakresu geografii, historii,
sportu i tak dalej. Wszystkie są podejrzanie proste, na wszystkie
potrafię udzielić prawidłowej odpowiedzi. Tak, najdłuższa rzeka
w Polsce to Wisła. Tak, bitwa pod Grunwaldem rozegrała się w 1410
roku. Tak, to Hiszpania wygrała ostatni mundial.
Tak,
ja to wszystko wiem.
-Świetnie
– lekarz pozwala sobie na lekki uśmiech - Ostatnie pytanie,
dobrze? Ile jest 6 razy 9?
Prawie
otwieram usta ze zdumienia.
Ja
wszystko rozumiem, naprawdę. Mógł pytać o rzeki, piłkę i Bóg
wie co jeszcze.
Ale
tabliczka mnożenia?
On
chyba naprawdę ma mnie za idiotkę.
-54
– wymawiam tą liczbę przez zęby, żeby mu pokazać, że nie dam
się ośmieszać.
Musi
widzieć, że mnie zdenerwował, bo odwraca się do mnie plecami, by
spojrzeć na tamtą dwójkę ludzi.
-Jak
państwo widzą wypadek spowodował u naszej pacjentki całkowitą
amnezję. Najwyraźniej jednak utrata pamięci dotyczy tylko i
wyłącznie jej samej oraz zdarzeń i osób biorących udział w jej
dotychczasowym życiu. Jest więc nadzieja, że to tylko krótkotrwałe
i odwracalne uszkodzenie.
Słucham
tego, marszcząc brwi. Wszystko by się zgadzało … w końcu
faktycznie nie pamiętam nawet swojego imienia, nie wiem też co tu
robię i kim są Ci ludzie, do których mówi lekarz.
Ale
… cholera, przecież jest jeden szkopuł.
Ty,
Klimek.
Czemu
właśnie Ciebie pamiętam?
Czemu
wszystkie wspomnienia przepadły, a każde wspomnienie związane z
Tobą tkwi nadal w mojej głowie?
Nie
mam pojęcia.
Ale
jedno wiem na pewno.
Nikomu,
absolutnie nikomu nie wolno mi o tym powiedzieć. Choćby nie wiadomo
co.
Ledwo
wprowadzam to postanowienie w czyn, gdy ponownie docierają do mnie
słowa lekarza:
-Mogą
teraz państwo porozmawiać z córką. Proszę jej jednak nie
zamęczać pytaniami, czeka ją teraz bardzo trudny okres, nie tylko
ze względu na psychikę. Po tak długiej śpiączce, dziewczyna
będzie wymagała rehabilitacji. Kwadrans i ani minuty więcej,
dobrze?
Z
córką?
Po
długiej śpiączce?
Zdezorientowanie
powraca, jeszcze silniejsze niż wcześniej.
Powie
mi ktoś wreszcie co się tutaj dzieje?
Lekarz
wychodzi; śledzę wzrokiem jak zmierza do drzwi, otwiera je i znika
na korytarzu. Dopiero wtedy, bardzo powoli spoglądam na ludzi,
którzy ze mną zostali.
Ludzi,
którzy są … moimi rodzicami.
A
ja ich zupełnie nie pamiętam.
Kobieta
… czy raczej powinnam powiedzieć, moja mama podchodzi bliżej i
opada na krzesło stojące przy moim łóżku. Przypatruję jej się
bardzo uważnie, starając się zakodować w pamięci wszystkie
szczegóły jej wyglądu.
Długie,
falowane włosy w miodowym kolorze. Szmaragdowe oczy w kształcie
migdałów otoczone wachlarzem bardzo jasnych rzęs i spoglądające
na mnie z troską przez kurtynę łez. Lekkie zmarszczki, które jako
jedyne zdradzają jej wiek. Jej ciepła dłoń, łapiąca mnie za
rękę.
A
ja jej naprawdę … naprawdę nie pamiętam.
Czuję
jak w gardle wyrasta mi wielka gula, a za serce łapią wstyd i
wyrzuty sumienia.
-Przepraszam
– szepczę, a gdy mrugam, po policzkach spływają mi gorące
krople łez.
Moje
wyraźne załamanie się ostatecznie wytrąca ją z równowagi. Nie
mija nawet sekunda, gdy rzuca mi się na szyję i wybucha głośnym
płaczem.
Ponad
jej ramieniem dostrzegam nagle spojrzenie tego mężczyzny. Mojego
ojca.
Wygląda
zupełnie inaczej niż moja matka. Jest wysoki i szczupły, ma
krótkie ciemne włosy i jasnoniebieskie oczy, których niezwykłą
barwę dostrzegam nawet z tej odległości. Podchodzi bliżej i
obdarza mnie lekkim uśmiechem, który jednak wcale nie dodaje mi
otuchy.
Chciałabym
ujrzeć swoje odbicie w lustrze i przyjrzeć się swojej twarzy.
Chciałabym
prześledzić dokładnie każdy jej centymetr kwadratowy.
Chciałabym
przekonać się do którego rodzica jestem bardziej podobna.
Ale
zaraz, przecież wciąż nie wiem najważniejszego.
-Jak
mam na imię?
To
pytanie sprawia, że mój tata podchodzi jeszcze bliżej, a mama
odsuwa się, wypuszczając mnie z ramion. Oboje wlepiają we mnie
spojrzenie, a ja czekam niecierpliwie aż któreś z nich odpowie.
-Milena
– mówi w końcu mój ojciec. Podrywam głowę i wytrzeszczam oczy.
Milena?
Krzywię
się nieznacznie, co musi być jednak widoczne, bo ojciec pozwala
sobie na delikatny uśmiech, gdy dodaje:
-Nigdy
nie lubiłaś tego imienia. Dlatego wszyscy nazywali Cię Milka.
Unoszę
brew.
-Milka?
Jak ta czekolada?
Teraz
oboje pozwalają sobie na uśmiech, a wręcz na krótki śmiech.
Atmosfera staje się nieco mniej napięta, a w moje serce wstępuje
nadzieja, że może jednak nie wszystko będzie takie trudne, jak mi
się z początku wydawało.
I
póki co nie jest. Przez następny kwadrans, jeśli nie dłużej,
siedzę i słucham rodziców, którzy opowiadają mi o mnie.
Brzmi
niedorzecznie, ja wiem.
Ale
słucham uważnie, chłonę każdą informację jak gąbka.
Chcę
zapamiętać i już nigdy nie zapomnieć, że mam 19 lat, mieszkam w
Zakopanem i wybieram się na analitykę.
To
tylko podstawowe rzeczy, przede mną jeszcze długa droga pełna
wybojów i zakrętów, droga do własnego wnętrza, do głębi mnie.
Droga,
na której końcu czeka mnie coś niezwykle cennego i wyjątkowego.
Ja
sama.
ON
Krążył
niespokojnie po korytarzu, a czas oczekiwania na to, aż państwo
Frankowscy wyjdą z sali Milki i pozwolą mu się z nią zobaczyć
dłużył mu się niemiłosiernie.
Miał
wrażenie, że zaraz oszaleje.
I
bał się, cholernie się bał spotkania z nią po tych długich
miesiącach, w czasie których nie odzywali się do siebie ani jednym
słowem.
Kiedy
więc drzwi w końcu się otworzyły nie wiedział czy czuje większą
ulgę czy może strach.
Matka
Milki położyła mu dłoń na ramieniu, usiłując dodać otuchy.
Zawsze
go lubiła, a on lubił ją.
Tak
samo jak Klimek.
Potrząsnął
głową, odpychając od siebie te myśli, a wtedy natknął się na
spojrzenie ojca Milki, który wyszedł z sali tuż za swoją żoną.
Krzysiek
przełknął głośno ślinę. O ile pani Frankowska wzbudzała w nim
sympatię i to w pełni odwzajemnioną, o tyle jej mąż zdawał się
go zwyczajnie nie tolerować.
Może
tylko mu się wydawało.
A
może nie.
Nie
miał czasu teraz się nad tym zastanawiać, kwestia zobaczenia się
z Milką była znacznie ważniejsza.
Dlatego
przekroczył próg jej sali, gotując się na spojrzenie jej w oczy,
po raz pierwszy od dobrych czterech miesięcy.
Jej
widok poruszył każdą pojedynczą komórkę jego ciała, wprawiając
go w przedziwny stan otępienia i trwogi.
Milion
różnych, nieraz skrajnych uczuć zaatakowało go jednocześnie,
mącąc mu w głowie.
Przystanął
i musiał samemu sobie przypomnieć o oddychaniu.
Przez
cały ten czas ona trwała nieruchomo na łóżku, wpatrując się w
niego szeroko otwartymi oczami, spod uniesionych brwi.
Było
coś w tym spojrzeniu, coś co mu się nie spodobało. Jego serce
przyśpieszyło, gdy podszedł bliżej i bez namysłu usiadł na
krześle, stojącym przy jej łóżku.
A
ona wciąż patrzyła, tak jakby widziała go po raz pierwszy w
życiu.
-Milka
– wydusił z siebie w końcu po bardzo długiej chwili milczenia –
Tak się o Ciebie bałem …
-Kim
jesteś? - przerwała mu, a on zamarł, zaskoczony.
Miał
się tego spodziewać?
No
cóż, nie spodziewał się.
Skupił
wzrok na jej brązowych oczach, oczekując, że ich zagubiony wyraz
zaraz ulegnie zmianie, że rozświetlą je radosne iskierki, a Milka
wybuchnie serdecznym śmiechem i powie, że jak zawsze dał się
nabrać.
A
potem ją przytuli i znowu wszystko będzie tak jak dawniej, tak
jakby tych długich tygodni, gdy nie rozmawiali ze sobą nie było.
Tak
jakby nic się nie zmieniło.
Tak
jakby znowu miał ją przy sobie mieć, każdego dnia.
Tak
jakby i tylko tak jakby.
Rzeczywistość
okazała się zupełnie inna.
Rzeczywistość
była okrutna, bezlitosna i raniąca.
Znowu.
No to tak. W zasadzie to nie wiem co napisać. Mam nadzieję, że nikt tego nie przewidywał i kogoś zaskoczyłam.
A teraz trzymajcie kciuki, żebym dokończyła czwórkę. Będzie ciężko, bo Krzyś mnie nie kocha ;(
Ale ja kocham Was. Trzymajcie się <3
Jestem zahipnotyzowana.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, nie umiem komentować tego dzieła.
Bo to nie jest opowiadanie, wiesz?
Opowiadanie to historia o życiu jakiś bohaterów. A to jest dzieło.
Wydrukować je trzeba na złotym papierze i w jakimś muzeum trzymać.
Ten opis spotkania Milki i Klimka.
Niebo, nadzieja...
Wyłam jak głupia na cały dom, albo i nawet osiedle.
Może nie tylko ze smutku, może i że szczęścia, że mogę czytać coś takiego?
Nie pamięta nic ze swojego życia, ale jego pamięta.
A przecież z tego co rozumiem całe życie byli tylko przyjaciółmi.
Tylko albo aż...
I nie zdążyli sobie czegoś powiedzieć.
Żal mi Krzysia- biedactwa i żal mi, że w obliczu tej sceny z zaświatów zarzucam go na drugi plan w komentarzu.
No ale ona...
Tam nie było jednego złego słowa. Mam taką ciepłą przestrzeń w sercu.
Dobra, bredzę;)
Dziękuję Skarbie, mogę Ci tylko dziękować za to co nam tu dajesz<3
Twoje słowa są dla mnie o tyle ważne, o ile tą scenę ,,w niebie", pisałam jako ostatnią i bałam się jak cholera, że to wszystko wyjdzie głupie, dziwne i nie takie jak miało.
UsuńMoże jednak nie jest tak źle.
To ja Ci bardzo dziękuję i bardzo Cię kocham <333
Dlaczego mi to robisz? Za każdym razem sobie obiecuję, że po przeczytaniu jakiegokolwiek rozdziału zostawię (mądry) komentarz. I tym razem nie potrafię. Nie mam słów, by napisać cokolwiek na temat tego rozdziału. To jest po prostu piękne. Wzruszyłaś mnie i już na samym początku ryczałam. I to "Ocal mnie Klimek".
OdpowiedzUsuńKurcze. W tym opowiadaniu przekazujesz tyle emocji, tyle uczuć. Podziwiam, naprawdę. Nie mam pojęcia co będzie się działo dalej. Czekam z niecierpliwością na kolejną część. Pozdrawiam :)
Mówiłam Ci kiedyś, że jesteś geniuszem?
OdpowiedzUsuńNie no, tak poważnie to już Ci przeprowadzam analizę, którą Ci podobno pomaga, chociaż cudów nie oczekuj, bo wybitnie trudno mi było coś sklecić.
Wiesz, to przerażające, że akurat jak pomyślała o Krzysiu to musiało w nią trzasnąć to auto.
Swoją drogą, piękniejszego opisu wypadku samochodowego to ja nie widziałam.
W ogóle nie widziałam piękniejszych opisów od Twoich, ale to powinnaś już wiedzieć.
A to co było potem... ja nie wiem jak Ty to robisz i chyba się nie dowiem, ale to jest tak niesamowicie prawdziwe jakbyś opisywała swoje własne odczucia.
A w świetle tego, co mi dzisiaj powiedziałaś, zaczynam się bać jak to będzie wyglądało, gdy wprowadzisz swój plan w życie. Naprawdę, po każdym Twoim rozdziale myślę, że już lepiej być nie może, ale powinnam się przyzwyczaić, że Ty jesteś zdolna do wszystkiego.
Mam problem z tym pierwszym fragmentem Krzysia, bo on jest tak przepięknymi słowami napisany, a jednocześnie mało w nim tego Krzysia, którego zdążyłyśmy poznać wcześniej. Może to kwestia tego wypadku Milki, nie wiem.
Wybacz, ale ogólnie on w tym momencie wypada blado przy Milce w tym rozdziale, bo pojawia się między wypadkiem a tym...
Tym absolutnie najwspanialszym fragmencie Twojej twórczości, wyżyną Twojego geniuszu, tym co na łopatki rozkłada nawet tamtą scenę z mendy.
I ja się nie podejmuję komentowania tego, zbyt marny ze mnie człowiek, by to robić.
Tylko to wyznanie Klimka... wiesz, że ono zasiało we mnie masę wątpliwości i o ile Twoja odpowiedź na pytanie o Krzyśka mnie uspokoiła, to ta miłość ciągle we mnie siedzi i pewnie siedzieć będzie do tego spotkania na końcu, bo wątpię, żebyś mi wcześniej to dokładnie wyjaśniła.
Rozpływami się nad trzema ostatnimi zdaniami z części Milki. Geniusz w najczystszej postaci. Zresztą jak każde słowo tutaj, ale lubię sobie wyławiać takie perełki.
A teraz uwaga, mam myśl, która może się okazać dla Ciebie jakąś wskazówką, bo w sumie wcześniej Cię o to nie pytałam.
Czy to, że Milka użyła tych samych słów co Krzysiek jest zupełnie przypadkowe? Bo mam wrażenie, że nie, że w tym się kryje jakieś drugie dno.
I na koniec Krzysiek, którego w tym komentarzu olewam, tutaj już bardziej Krzysiowaty. Niezwykle trudny i bolesny fragment. Powiem tylko, że po tym pytaniu Milki serducho mi się rozpadło. Ja wiem, że to nie jej wina, ale to tak cholernie boli.
Kocham Cię, wiesz?
"Odłączam się od internetu i idę pisać" - postanowiła Paulina. - "Ale sprawdzę jeszcze bloggera"
OdpowiedzUsuńNo i sobie popisałam. Teraz to ja idę się schować do szafy, bo przy Twojej twórczości chyba nie pozostało mi nic innego...
Aż się zachłysnęłam moją karmelową kawą kiedy czytałam tą rozmowę Klimka z Milką i te jej przemyślenia. Jezusie! Jak Ty to robisz? :o To jest takie cudowne, że ja już nie wiem co mam napisać. Słowo "geniusz" trochę spowszechniało, więc nie będę Ci tego po raz kolejny powtarzać.
Każde słowo tutaj jest takie piękne, no! I jeszcze fakt, że ona nie pamięta absolutnie nic związanego ze swoim życiem, tylko Klimka. Moja romantyczna dusza tego nie zniesie. No do jasnej cholery, Ty chyba naprawdę chcesz, żebym się gdzieś rozpłynęła i nie wracała. Rozumiem, że to zemsta za to, że nigdy nie chcę Ci zdradzić co się wydarzy w moich historiach? I tak tego nie zrobię! :>
No, a Krzysiu... ech. W końcu się ruszył, a los spłatał mu psikusa i odebrał Milce pamięć. Cholerny los lubi się znęcać nad dobrymi ludźmi :( Teraz mam jeszcze większe wyrzuty sumienia, że tak na niego najechałam ostatnio... Wybaczysz mi, Krzysieńku?
Nie wiem, czy mam po raz kolejny przepraszać za "ambitny" komentarz, czy może już się do tego przyzwyczaiłaś?
A teraz biorę moją kawę i zmykam do szafy. Tam jest moje miejsce.
Brak mi słów, po prostu. Ta rozmowa Klimka i Milki była tak wstrząsająca i jednocześnie piękna, pełna takiej niezwykłej miłości. I ta błagalna prośba "Ocal mnie Klimek".
OdpowiedzUsuńEh, po każdej części czuję się tak rozdarta i pusta w środku i uświadamiam sobie, że nie czytałam chyba jeszcze czegoś takiego, co wywoływałoby we mnie tyle sprzecznych emocji.
Dziękuję za uwagę i za ten niesamowity rozdział. Jesteś wielka.
ryczę, wiesz? :(
OdpowiedzUsuńNo i dotarłam wreszcie tutaj. W sumie mogłam skomentować wszystko razem, ale wolałam rozbić sobie to na trzy i pod każdym rozdziałem zostawić jakiś nikły ślad swojej obecności. No, ale do rzeczy, do rzeczy!
OdpowiedzUsuńMilka. Kurczę, nie mogę z nią. Te jej rozmowy z Klimkiem są strasznie przygnębiające. Bije od nich szczerość i jaka tęsknota! Dziewczynie naprawdę musiało na niej zależeć. Tak bardzo skupiła się na tym, co było, że kompletnie zatraciła poczucie czasu. Wizja zbliżającej się matury musiała nieco ją przerazić. I w sumie nic w tym dziwnego. I tutaj znowu odbiegła wspomnieniami do chłopaka, a mnie znowu żal za serce chwycił. I to jak wspomniała Krzyśka. Czyli jednak nie wszystko między nimi się skończyło. Jej wciąż go brakuje.
Ale to co nastąpiło potem. Kurczę, nie mogę tego ogarnąć. Ile nieszczęść może spotkać w życiu jednego człowieka? Raczej na dwójkę ludzi, bo i Krzysiek cierpiał widząc dziewczynę w takim stanie.Nie masz dla nich litości, kotku. W ogóle! Chociaż przyznam się bez bicia, że i tak spodziewałam się gorszego. Przypuszczałam, że ją zabijesz. Tfu, Tfu! Wypluję to słowo, póki jeszcze dobrze go nie przeczytałaś. Bo kto tam wie, co jeszcze szykujesz dla nich w kolejnych częściach?
Ta ich rozmowa... To ona zaskoczyła mnie najbardziej, wiesz? I zarazem znowu zniszczyła mój spokój ducha. Znowu zachciało mi się płakać i tylko zastanawiam się jak ty to robisz, bo do tej pory ciężko mi było tak łatwo się rozkleić, a u ciebie zdarza mi się to notorycznie. No, ale cieszę się. Cieszę się, że chłopak jej to wytłumaczył, że powiedział, żeby wracał i cieszę się też, że powiedział, że ją kocha. To było wspaniałe. Tak jak cały rozdział.
Trochę martwi mnie tak amnezja, która przypałętała się do naszej Milki, ale w końcu sobie poradzi. Przypomni sobie wszystko. Na pewno. Dla siebie samej, dla Klimka i dla Krzyśka. Koniecznie!
Wiesz, ja już po prostu nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Z niecierpliwością na niego czekam.
Pozdrawiam!
Ah, i zapraszam do siebie, jeżeli znajdziesz chwilkę wolnego czasu i odrobinę chęci też.
http://zgubione-wspomnienia.blogspot.com/
Okej, szukałam synonimów do słowa "geniusz" ale żadnego nie znalazłam :(
OdpowiedzUsuńWięc, przykro mi, ale muszę napisać, że jesteś geniuszem.
Bo to, co ze mną robisz jest nieprawdopodobne.
Bo to, co robisz z tym opowiadaniem jest nieprawdopodobne.
Bo to, co robisz z nimi jest nieprawdopodobne.
Milka... Jak czytałam początek to już myślałam o jej cudowności. Bo przecież ona jest tak w nim zakochana. Jej miłość do niego jest fantastyczna! Taka idealna, ciepła, która rozgrzewa serce. Tak idealna, że wpadła pod auto...
A potem ten nieziemski fragment o niebie. Rozwaliłaś mnie totalnie (a już tak mało brakowało, a napisałabym normalny komentarz, ale musiałam to napisać). Bo ten fragment był przecudowny. A on tak namawiał ją do powrotu. On też kochał. On też tęsknił. Ale on chciał dla niej jak najlepiej. I to też było piękne, wiesz?
A Krzysiek? Krzysiek tak się martwił. Tak tęsknił, tak go bolało. Bo przecież on też kochał. Kochał, kocha i będzie kochał. I mimo, że został na koniec, to bardzo mi go szkoda. I nie ważne, że na pewno wymyślisz jakiś diabelski plan. Ja i tak go kocham.
I bardzo, bardzo, bardzo mocno cię pozdrawiam. Kochany geniuszu <333333333
Dopiero teraz się melduję, to doprawdy karygodne, ale 98 dni do sama wiesz czego eh :(
OdpowiedzUsuńWiesz co? Nie wiem, jak ty to robisz, ale piszesz idealnie. IDEALNIE. W każdym calu. Od początku do samego końca, bezbłędnie, nienagannie, idealnie. Jestes urodzoną pisarką, nie marnuj talentu, pamiętaj. Chcę mieć twoje książki na półkach!
Co do samej treści, zaskoczyłaś mnie. Spodziewałam się wiele, ale nie tego. Nie wypadku ani utraty pamięci. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym ci napisać porządny, głęboki i nie tak bardzo chaotyczny komentarz, bo zasługujesz na to najbardziej na świecie. Ale ja wciąż, choc przeczytałam rozdział kilka godzin temu, wciąż nie mogę pozbierać wszystkiego słowa.
Krzysiek. On w tym wszystkim jest taki biedny. najbiedniejszy z nich wszystkich. Ale w końcu będzie lepiej, nie? zawsze jest,
<3
Hej. Wracam do komentowania twojej twórczości. I jestem oczarowana. To co tutaj tworzysz jest doskonałe i nieprawdopodobne. Po prostu... Brak mi słów.
OdpowiedzUsuńMilka i Klimek. Klimek i Krzysiu. Milka i Krzysiu. Tyle (na razie) niedokończonych spraw, niewypowiedzianych słów... Ból po stracie i utracona miłość. Ale musi być coś co złagodzi cierpienie, prawda? Zawsze jest...